O wędkarskim szacunku słów kilka

Ostatnio dostałem kilka nominacji do biało-czarnego łańcuszka, który ponoć ma na celu zjednoczyć wędkarzy jako pasjonatów tego samego hobby.

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy mnie nominowali i jednocześnie proszę, żeby nie brali do siebie faktu, że nie wezmę w nim udziału.
Niestety nie wierzę w to, że taki jest cel tej zabawy, ale przede wszystkim jestem pewien, w stu procentach pewien, że w żaden sposób nie wpłynie on pozytywnie na szacunek między nami. Z przykrością muszę powiedzieć, że szacunek w polskim świecie wędkarskim jest towarem tak deficytowym, że nie pomoże nam żaden łańcuszek. Wystarczy wejść na pierwszą lepszą grupę wędkarską i poczytać komentarze. Jad się tam nie sączy, tylko leje wiadrami. Jesteśmy tak niedowartościowaną grupą, że nie potrafimy po prostu cieszyć się z sukcesów kolegów. Wyglądamy jak banda chłopców, którzy kłócą się "który ma większego" i nie potrafią zrozumieć, że to w sumie nie ma najmniejszego znaczenia.
Tylko część z nas potrafi szczerze pogratulować udanych łowów, podczas gdy ogromna grupa skupia się na: pomiarach na oko i weryfikacji, czy dana ryba faktycznie jest tak duża; sprawdzaniu, czy ręce przy ciele, czy też nie; czy ryba złowiona w Polsce; czy z echosondą; czy był photoshop i masie innych "czy". Nie patrzymy na siebie jak koledzy, nie jesteśmy sobie przychylni, nie cieszymy się wspólnie tym, że ryby dają nam szczęście.
Każdy narzeka na PZW, krzyczy, że chce zmian, że w Polsce jest źle, ale jak te zmiany mają kiedykolwiek wejść w życie, skoro jeden wędkarz z drugim patrzą na siebie jak na konkurencję i wroga, zamiast jak na kolegę i kogoś dla kogo i z kim warto wprowadzać zmiany? Pluje się na mięsiarzy i kłusowników, ale oni potrafią pójść na zebranie koła, okręgu i zadbać o swoje interesy, a my? My nie mamy czasu, bo trzeba pocisnąć gościowi, którego nawet nie znamy, bo mieszka 500 km od nas, że jego ryba ma 4 cm mniej od tej, co my złowiliśmy 7 lat temu, na rzece, na której tamten nawet w życiu nie widział.
O wrzucaniu screen shotów z prywatnych rozmów już w ogóle szkoda gadać.

rąsia

Oczywiście nie oznacza to, że wszyscy jesteśmy źli i zawistni, niestety ilość kwasu jest tak ogromna, że ma toksyczny wpływ na wszystkich i na całość spojrzenia o wędkarskich dyskusjach i relacjach między nami.

Jest to temat rzeka, można by o nim pisać godzinami i oczywiście nikt z nas nie jest całkowicie bez winy, bo błędy zdarzają się każdemu. Pytanie tylko, czy jesteśmy w stanie się do nich przyznać i wyciągnąć wnioski? Czy możemy faktycznie się zmienić? Jest to konieczne, żeby wprowadzać jakiekolwiek zmiany. Jeśli więc marzymy o zmianach w PZW, o zmianach jakości polskiego wędkarstwa itd. musimy zacząć od siebie i zmiany swojego spojrzenia na innych wędkarzy. Łańcuszki nam w tym nie pomogą, ale szczere rozmowy być może tak i może czas najwyższy by częściej i głośniej o tym mówić?

Jeśli dobrnęliście do końca tekstu, to gratuluję wytrwałości i dziękuję za poświęcenie mu części swojego wolnego czasu.
Musiałem to z siebie wyrzucić.
Mam nadzieję, że razem, okazując sympatię i szacunek innym wędkarzom, także tym, z którymi nie zawsze było nam po drodze, powoli zaczniemy zmieniać polską wędkarską rzeczywistość na lepsze. Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego weekendu, niech Wam ryby biorą

Komentarze ()